Niedía zdyscyplinowanego umyshi i6056392

Izvor: KiWi

Skoči na: orijentacija, traži
ponizej, jest juz „gorsze”ę Wpatrujşc się

w Boga i Adama medytowalem, ze najwspanialsze dziela ducha, rozumu, techniki, mogq stac się niezadowalajşce z tego jedynie powodu, iz sq wyrazem wieku ludzkiego, który nie jest w stanie wzbudzic milosci, ani zachwytu — i będziesz musial je odrzucic, niejako wbrew wtasnemu uznaniu, w imię racji bardziej namiętnej, zwişzanej z pişknosciş czlowieczeñ- stwa. I, dopuszczajşc się malego swiętokradztwa, odrzucalem


Boga na tym obrazie Michala Anioia by opowiedziec siç za Adamem. To zas robilem, by wykuc bron przeciw Paryzowi — gdyz przecie musialem, jako literat, wyodrçbnic siç z Paryza. Dziwne to i przykre, ze piçknosc bywa we mnie taka praktyczna... Tego samego dnia, wieczôr Guwernantkię Guwernantkię Mlle Jeanette, potem Mlle Zwieck, Szwajcarka... cwiczące nas, dzieci, we francuszczyz- nie i manierach... ongis, tam, w Maloszycach. Wsadzone w swiezy i szorstki krajobraz wsi polskiej, jak papugi. Moja niechçc do jçzyka francuskiego... czy nie one mi to za- szczepilyę A Paryzę Czy to nie [http://AuroraseHiecclikok.fotosblogue.com/ skanowanie książek poznan ] dzis, dla mnie, jedna gigan- tyczna francuska guwernantkaę Plqs Mlle Jeanette i Mlle Zwieck, zwiewnych, wokol wiezy Eiffla, na placu Opery... czy to one szybują nad trotuaramię Precz, precz, smieszne nimfy, kompromitujqce moj atak na Paryz! [51] Maisons-Laffitte. Sioneczne popotudnie. Wchodzç po raz pierwszy do domu „Kultury”. Ukazuje mi siç Giedroyc. Ja siç ukazujç Giedroyciowi. On: — Cieszç siç, ze pana widzç... Ja: — Jerzy, bôj siç Boga, chlopie, nie bçdziesz przecie môwil „pan” komus, z kim od lat jestes w listach na ,,ty!”. On: — Hm... hm... a tak... no, cieszç siç rzeczywiscie, ze przyjechaies. Ja: — Co za domek! Przyjemnie spojrzec! On: — Dosyc przestronnie i wygodnie, dobre warunki pracy... Ja: — Jerzy, stowo honoru ci dajç, wyskoczyiem juz na Mickiewicza, to poza dyskusjş, ludziom glos siç lamie gdy mówiq ze mnq przez telefon. On: — Hm... ja Mickiewicza nie bardzo lubiç... Józef Czapski przystuchuje siç z uciechş dialogowi na- szych odmiennych temperamentów. Bawiç siç, ale — wpatrzony w smugç sionecznq na podlodze — wcale siç nie bawiç. Wstydzç siç. Cisza smiertel- na (ktôra u mnie zwiqzana jest z dystansem). To tak jak gdybym bçdąc jeszcze tam, byl jednak tu i oglşdal cos czego nie mam prawa oglądac... Dostrzegam na nodze stofu maleñ- kq rysç. A wiçc przepfynąles ocean aby to zobaczyc... i wpat- rujesz siç w niq wstydliwie, rozpaczliwie...


Z Tadeuszem Brezq na sniadaniu. Z Pawlem Zdziechowskim. Okropne, szczurze, spotkania... bo wychodzimy z naszego wieloletniego niewidzenia siç, jak szczury ze swoich nor... i usihijemy nie przyglçdac siç sobie zanadto, jak nietoperze, jak piazy bojące siç swiatla i ksztaltu. W Café de la Paix z Jadwigą Kukutczankq i Jerzym Lavellim, rezyserem Slubu. Cisza.

Nie mialem wiele czasu na przechadzki — przyjaciele dawni i nowi, literaci francuscy, sprawy wydawnicze, thima- cze... — ale w kazdym zetkniçciu z ulicq paryską szukalem brzydoty... i znajdowalem. Owo doszukiwanie siç szpetoty bylo rodzajem aktu milosnego wobec Porzuconej (Argen- tyny) — ale mnie nie tylko szlo o to zeby siebie przyozdobic milosciq, ja nie tracilem tez z oczu, ze muszç dac siç we znaki Paryzowi... Wylawialem defekty cielesne z tlumu, o, patrz, wątla piers, anemia szyi, zgarbienie, pokrçcenie tego tulowia, trage- dia tych koñczyn... i przyglqdanie siç cialom sprawito, ze juz spojrzeñ nie mialem día palaców, kosciolów, placów, perspek- tyw, luków, mostów, kopul... Ze specjalnym uporem sledzilem pewien mankament, jakąs nieelegancjç tañczqcą im wokól nosa, czy ust, nie wszystkim, ale wielu, bardzo francuskq. To by jednak bylo do wybaczenia. Tlum paryski nie jest wcale gorszy od tlumu wielu innych miast, brzydota paryska umiesz- czona jest glçbiej, tkwi w samym ich podejsciu do brzydoty, to miasto inteligentne jest miastem szpetoty swiadomej. Na avenue de l’Opéra, na rue Rivoli... och, jak siebie znali, za duzo luster, za duzo fryzjerów, krawców i modystek, kos- metyków, och, jak wychylali puchar brzydoty w kazdej chwili az do ostatniej kropli! Widziatem udrçczenie wiçdnących dam, gorycz wycieñczonych mlodzieñców-poetów, pracowitq styliza- cjç panów z bródką, rezygnacjç opaslą brzuchaczy, próby najdziwniejsze wysublimowania siç w estetykç za pomocq ka-


peluszy, nawet parasoli, walka zazarta z brzydotş odbywala siç na kazdym kroku i na kazdym kroku znaczyla siç klçskq (co mnie zachwycalo, gdyz chcialem upiçknic sobie Argentynç). Widziaiem niesmak permanentny na twarzach Messieurs-Dames, jakby wşchali cos nieprzyjemnego i Paryz zalatywai mi neg- lizem, t4 godzinş dnia, o ktôrej robimy porannş toaletç, godzinş kremów, pudrów, wody koloñskiej, szlafroków i pizam. To by jednak bylo do wytrzymania. Ale za tq brzydotq kryla siç jeszcze inna, o wiele przykrzejsza i polegajqca na wesotosci. To juz bylo naprawdç przykre! Wybaczylbym im smutek i rozpacz, czego nie mogtem darowac ich brzydocie, to iz byla zarazem wesola... zaopatrzona w humor, w esprit i blaguel Tam, na rogu, podtatusialy pryk z uciechq podglądajqcy uda wsiadajqcej do omnibusu mlódki — tout Paris rechocze z jego rozanielonej fíluterii. Z przerazeniem patrzç na wydçtego kuchmistrza w drzwiach restauracji, który rózowymi usteczkami podpusz- cza pieprzne bons mots Madamie, tak sofistycznej w cielesnym wykrçtasie swoim, ze prawie zakrawa na labirynt. A wiçc oni chcieli jednak cieszyc siç zyciem... Te sceny nie wprawialy mnie w entuzjazm i wcale nie mialem ochoty witac ich pelnym uznania voilà Paris. Zuzan- na i starcy — voilà Parisl Odczuwalem (nie ja jeden w tym miescie, nie ja pierwszy) glçboki niesmak na widok brzydoty lakomej. Zmystowosc, ktôra nie mogąc juz wyzywac siç nago przerzucila siç w szminkç, gorset — w elegancjç — w strôj i w maniery — w konwersacjç i sztukç — w piosenkç i dowcip — ta „towarzyskosc”, dziçki której najprzerôzniej- sze braki tañcujqc ze sobq wytwarzaly wspaniaty bal — ten esprit, który pozwalal podszczypywac z szarmem — i ta „wesolosc” okropna, pracowicie wyhodowana w ciągu wie- kôw aby mozna bylo uzywac sobie mimo wszystko... szpetota tak siebie swiadoma, a tak roztañczona! I, w tej odpychajşcej estetyce zawierala siç tez fatalna naiwnosc, oparta na iluzji ze mozna zamaskowac lata i przeniesc siç ze swymi uciechami na jakies wyzsze piçtro, gdzie by one mogly urzeczywistniac siç w innym wymiarze.


Paryzu, myslalem, Paryzu, stary tenorze, zwiçdla balet- nico, sçdziwy figlarzu, jakiz jest twôj grzech smiertelny przeciw Piçknoscię Czy nie ten, ze jq zajadaszę Mais permet- tez-moi donc, cher Monsieur! Monsieur, wchodzqc w lata, prze- staje byc beau garçon, czyli hojnym, blogo bezinteresownym upiçkszeniem swiata, piçknoscią, ktora jest darem... aie czyz- by na tym mialy skonczyc siç jego stosunki z piçknosciqę Bynajmniej! Zycie jest w dalszym ciągu peine czaru! Moze on, na przyklad, zajsc do

Osobni alati